poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Epizod VI

EPIZOD VI


Soundtrack (klik) 

Siedziałam w łazience prostując włosy. Patrzyłam się w lustro i oczywiście w myślach przeklinałam mój wygląd. Było mi smutno. Tak naprawdę byłam zmuszona, by pójść na bal, a poza tym Josh.. Nie mówię, że jest zły, ale po prostu od kilku dni zachowywał się inaczej i to mnie zaczynało od niego odpychać. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu.

Za pół godziny będę pod Twoim domem
Josh xx

Podążyłam do mojego pokoju, by włożyć sukienkę i czarne szpilki, które wyglądały okazale. Włosy przeczesałam palcami i weszłam do salonu, by powiedzieć mamie, że jadę. Emily zmierzyła mnie wzrokiem i na jej twarz wkradł się uśmiech.
- Mam taką piękną córkę.. - powiedziała, wpatrując się we mnie.
- Zawstydzasz mnie, mamo. - wręcz pisnęłam. Wydawało mi się, że tylko ona uważa mnie za piękną istotę. W końcu to mama. Zaśmiała się i spojrzała się w stronę okna.
- Josh już jest. Bawcie się dobrze. - rzuciła i wróciła do jakiejś papierkowej roboty.
Rzeczywiście pod moim domem stał czarny pick up, w którym siedział blondyn. Jakoś inaczej wyobrażałam sobie to wszystko. Na przykład, że sam zadzwoni do drzwi, moja mama mnie zawoła.. a on nawet nie raczył wyjść z samochodu i nie spojrzał na mnie. Od razu ruszył w stronę naszej szkoły. To będzie cudowny bal...
Gdy wchodziliśmy do szkoły, chłopak złapał mnie za rękę i poprowadził do hali, w której puszczona już została muzyka. Kolorowe światła rozświetlały przyciemnioną salę, a ludzie tańczący błądzili w rozpylonej „mgle”. Po chwili znaleźliśmy swoje miejsce i ruszaliśmy się w rytm muzyki. Każdy świetnie poruszał się po parkiecie, jednak my jako jedyni robiliśmy to bardzo niezręcznie. Nie lubiłam tańczyć, a poza tym Josh nie był wspaniałym tancerzem. Ta cała improwizacja trwała jakieś 10 minut, a potem nasze drogi się rozeszły. On rozmawiał czule z jakąś dziewczyną, a ja postanowiłam wypić trochę ponczu. Ten herbaciano-alkoholowy napój trochę mnie rozgrzał, ale nie dał mi większej odwagi, bym mogła trochę się pobawić. Zrezygnowana opadłam na podłogę w pobliżu szafek na korytarzu. Nadal słychać było śmiechy, krzyki i muzykę dochodzącą z hali sportowej. Nagle usłyszałam czyjeś kroki.
- Czy mnie oczy nie mylą, Chloe Scott? - krzyknął Louis.
- We własnej osobie. - uśmiechnęłam się, co dziwne.
- Czemu się nie bawisz? Czyżby Twój ukochany Josh Cię olał? Tak mi przykro. Ze mną lepiej byś się bawiła.. - usiadł obok mnie. - Żartuję. Mi też się nie podoba. Przyszedłem z jakąś dziewczyną, ale nawet nie pamiętam jak ma na imię. Wypowiedział bym się wulgarnie o tej całej imprezie, ale przy damie nie wypada. - zaśmiał się.
- Coś się stało? Kot Ci zdechł, że teraz taki miły jesteś? Wybacz, ale nie mam ochoty prowadzić z Tobą dyskusji na temat, jaka to jestem nie wychowana lub, że mogłam iść z Tobą na bal, ale wybrałam byle kogo.. kogoś, kto w tej chwili być może zabawia się gdzieś z jakąś brunetką? Odpuść sobie. Poza tym zaraz wracam do domu..
- Ale ja zawsze jestem miły. I owszem zabawia się. Jak wrócisz do domu, skoro ten palant Cię przywiózł? - no tak, nie pomyślałam o tym. Schowałam twarz w dłoniach.
- Louis, proszę. Odwieź mnie do domu. Nie chcę tu być, a zostałeś mi tylko Ty. - uśmiechnął się.
- Pewnie, zawiozę Cię, ale nie za darmo. Dasz mi buziaka i po bólu. - popatrzyłam na niego z dezaprobatą, ale byłam w takim stanie desperacji, że złożyłam pocałunek na jego policzku. Poczułam zapach wody kolońskiej, która zaszumiała mi w głowie.
- Słodki – zamruczał mi do ucha. - Możemy jechać! - pomógł mi wstać, złapał za rękę i wybiegliśmy razem z murów szkoły. Muszę wyznać, że Tomlinson wyglądał nieziemsko. On wiedział, co zrobić by kobiety za nim szalały. Jednak charakter pozostawiał wiele do życzenia. Jechaliśmy krótko, ale nie do mojego domu. Zatrzymaliśmy się na parkingu przed Midsummer House*. Budynek wyglądał na stary, jednak taki nie był. Był trochę obrośnięty bluszczem, który nadał charakter tej restauracji.
- Lou, ale to nie jest mój dom. - zagadnęłam. Uśmiechnął się tajemniczo.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Szczerze mówiąc miałem to wszystko zaplanowane.
- Że co?! - krzyknęłam. Czyli Josh miał się tak zachowywać, bo groził mu Tomlinson?
- Nie psuj nastroju, panno Scott. Chcę zjeść z Tobą kolację w jednej z najlepszych restauracji w Cambrigde i nie tylko. Powinnaś czuć się zaszczycona.
- Czuję się zaszczycona, jednak nadal nie potrafię zrozumieć, co musiało się stać, że jesteś taki uprzejmy..
- Dużo o mnie nie wiesz. Nie jestem takim potworem za jakiego mnie uważasz, Chloe. To, że jestem człowiekiem, który się nieco zagubił nie oznacza, że jestem bezduszny. Mam uczucia jak każdy człowiek i chcę Ci to pokazać. Mogę? - na jego twarzy pojawił się najszczerszy uśmiech jaki widziałam w moim życiu.
- Oczywiście, Louis. - odparłam z pewnością. On mnie naprawdę przekonał, że jest inny. Że nie jest tym strasznym Tomlinsonem, o którym mówi całe miasto. Jest dobry, gdzieś tam jest dobry! Widzę to. On chce mi pokazać prawdziwego siebie. Jakbym mogła się nie zgodzić? Chłopak zaprowadził mnie do środka. Było tam elegancko i jednocześnie przytulnie.
- Pójdę zapytać o stolik, a Ty się rozejrzyj. - szepnął mi do ucha. Na ścianach gdzieniegdzie wisiał mały obraz, prawdopodobnie ukazujący to miasto kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu. Pomieszczenie rozświetlały rozmieszczone lampy.
- Zapraszam tutaj – powiedział wysoki czarnoskóry mężczyzna. Był kelnerem. Miał na sobie spodnie od garnituru, a także białą koszulę i kamizelkę. - A to państwa menu. Jeśli już dokonają państwo wyboru, proszę się do mnie zwrócić. - Lou odsunął mi krzesło jak prawdziwy dżentelmen. Powiem szczerze, że nie byłam nigdy z chłopakiem w restauracji, nikt nigdy nie odsuwał mi krzesła, nie był tak uprzejmy.. Nie wiedziałam jak mam się zachowywać.
- Czego sobie życzysz? - zapytał chłopak starannie czytając każdą stronę menu.
- Nie wiem, naprawdę.
- To ja coś dla nas zamówię. Będziesz zachwycona, przyrzekam. - wstał, a następnie podążył do kelnera. Patrzyłam na Tomlinsona jak na jakiegoś anioła. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Po chwili wrócił.
- Widziałem, że patrzyłaś na mój tyłek. Świntuszek – zaśmiał się – Może kiedyś będziesz miała okazję go dotknąć.. - tym razem wybuchnął śmiechem. Długo wytrzymał, serio. Eh, speszyłam się i on to zauważył. - Czerwienisz się, więc to prawda – klasnął w dłonie – Gdybym był na Twoim miejscu też bym się gapił, jest na co popatrzeć, prawda? - widziałam, że lubi drążyć takie tematy, ale za wszelką cenę nie mogłam przyznać mu racji.
- Widziałam fajniejsze – powstrzymywałam się, żeby się nie roześmiać. - chłopak położył dłonie na stoliku i przyciągnął moje, by je złączyć. Na jego twarzy widniał nieśmiały uśmiech.
- Lubię się z Tobą droczyć. Poza tym przepraszam za to wszystko. Nie chciałem być, aż tak agresywny. Nie potrafię nad sobą zapanować. To silniejsze ode mnie. - spuściłam wzrok i poczułam napływające gorąco na moje policzki.
- Poczułam się wtedy strasznie, wiesz? Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mi to robisz. Co zrobiłam źle, a przypominam Ci znamy się krótko. 2 tygodnie? 3? No, ale przyjmuje przeprosiny.
- To chciałem usłyszeć. Jesteś cudowna. - popatrzył mi w oczy z nieznanym mi jeszcze uczuciem. Ciężko mi było to rozszyfrować. Czegoś jednak nie mogłam nadal zrozumieć. Albo Louis się zmienił albo coś knuje. Nie wiem o co chodzi. Nie chcę patrzeć na opinię innych ludzi, ale on nie mógł tak nagle odrzucić swojej ciemnej strony od tak, bo jest tu z jakąś dziewczyną. Mogło to prowadzić do wciągnięcia mojej osoby do jakiegoś cholernego planu czy labiryntu z którego nie ma wyjścia. Chciałabym wierzyć w to, że ten gang, jego zachowanie to tylko wyreżyserowany krótkometrażowy film. Kryminalny film.
Nerwowo przeczesałam palcami włosy przerywając nawiązany wcześniej kontakt wzrokowy z szatynem. Po chwili pojawił się kelner, niosący zamówione przez Tomlinsona dania zakryte srebrnymi pokrywami. Gdy je odsłonił, wręcz wyrecytował:
- Ravioli z przepiórek. Z dodatkiem grzybów, szczawiu, a także grochu. Na deser natomiast podajemy ciasto z czarnym bzem i kremem francuskim oraz z świeżo zmielonej kawy, latte macchiato. Ja we własnej osobie życzę państwu smacznego i mile spędzonego razem czasu w Midsummer House. - równo podziękowaliśmy i zabraliśmy się za konsumpcję.


  • Midsummer House – restauracja, która znajduje się w wiktoriańskiej willi, a szefem kuchni jest Daniel Clifford.

                                                                            ~* ~
Jest nowy rozdział, kolejny za 2 dni, jeśli wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Dziękuję za wyświetlenia i czekam na waszą opinię. Niedługo zaczną pojawiać się mroczne wątki. Zapraszam do czytania :) 

1 komentarz:

Liczę na komentarz :) x