EPIZOD
VI
Soundtrack (klik)
Siedziałam w łazience prostując włosy. Patrzyłam się w lustro i
oczywiście w myślach przeklinałam mój wygląd. Było mi
smutno. Tak naprawdę byłam zmuszona, by pójść na bal, a poza tym
Josh.. Nie mówię, że jest zły, ale po prostu od kilku dni
zachowywał się inaczej i to mnie zaczynało od niego odpychać.
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
Za
pół godziny będę pod Twoim domem
Josh
xx
Podążyłam do mojego pokoju, by włożyć sukienkę i czarne
szpilki, które wyglądały okazale. Włosy przeczesałam palcami i
weszłam do salonu, by powiedzieć mamie, że jadę. Emily zmierzyła
mnie wzrokiem i na jej twarz wkradł się uśmiech.
- Mam taką piękną córkę.. - powiedziała, wpatrując się we
mnie.
- Zawstydzasz mnie, mamo. - wręcz pisnęłam. Wydawało mi się, że
tylko ona uważa mnie za piękną istotę. W końcu to mama.
Zaśmiała się i spojrzała się w stronę okna.
- Josh już jest. Bawcie się dobrze. - rzuciła i wróciła do
jakiejś papierkowej roboty.
Rzeczywiście
pod moim domem stał czarny pick up, w którym siedział blondyn.
Jakoś inaczej wyobrażałam sobie to wszystko. Na przykład, że sam
zadzwoni do drzwi, moja mama mnie zawoła.. a on nawet nie raczył
wyjść z samochodu i nie spojrzał na mnie. Od razu ruszył w stronę
naszej szkoły. To będzie cudowny bal...
Gdy wchodziliśmy do szkoły, chłopak złapał mnie za rękę i
poprowadził do hali, w której puszczona już została muzyka.
Kolorowe światła rozświetlały przyciemnioną salę, a ludzie
tańczący błądzili w rozpylonej „mgle”. Po chwili znaleźliśmy
swoje miejsce i ruszaliśmy się w rytm muzyki. Każdy świetnie
poruszał się po parkiecie, jednak my jako jedyni robiliśmy to
bardzo niezręcznie. Nie lubiłam tańczyć, a poza tym Josh nie był
wspaniałym tancerzem. Ta cała improwizacja trwała jakieś 10
minut, a potem nasze drogi się rozeszły. On rozmawiał czule z
jakąś dziewczyną, a ja postanowiłam wypić trochę ponczu. Ten
herbaciano-alkoholowy napój trochę mnie rozgrzał, ale nie dał mi
większej odwagi, bym mogła trochę się pobawić. Zrezygnowana
opadłam na podłogę w pobliżu szafek na korytarzu. Nadal słychać
było śmiechy, krzyki i muzykę dochodzącą z hali sportowej. Nagle
usłyszałam czyjeś kroki.
- Czy mnie oczy nie mylą, Chloe Scott? - krzyknął Louis.
- We własnej osobie. - uśmiechnęłam się, co dziwne.
- Czemu się nie bawisz? Czyżby Twój ukochany Josh Cię olał? Tak
mi przykro. Ze mną lepiej byś się bawiła.. - usiadł obok mnie.
- Żartuję. Mi też się nie podoba. Przyszedłem z jakąś
dziewczyną, ale nawet nie pamiętam jak ma na imię. Wypowiedział
bym się wulgarnie o tej całej imprezie, ale przy damie nie wypada.
- zaśmiał się.
- Coś się stało? Kot Ci zdechł, że teraz taki miły jesteś?
Wybacz, ale nie mam ochoty prowadzić z Tobą dyskusji na temat,
jaka to jestem nie wychowana lub, że mogłam iść z Tobą na bal,
ale wybrałam byle kogo.. kogoś, kto w tej chwili być może
zabawia się gdzieś z jakąś brunetką? Odpuść sobie. Poza tym
zaraz wracam do domu..
- Ale ja zawsze jestem miły. I owszem zabawia się. Jak wrócisz do
domu, skoro ten palant Cię przywiózł? - no tak, nie pomyślałam
o tym. Schowałam twarz w dłoniach.
- Louis, proszę. Odwieź mnie do domu. Nie chcę tu być, a zostałeś
mi tylko Ty. - uśmiechnął się.
- Pewnie, zawiozę Cię, ale nie za darmo. Dasz mi buziaka i po bólu.
- popatrzyłam na niego z dezaprobatą, ale byłam w takim stanie
desperacji, że złożyłam pocałunek na jego policzku. Poczułam
zapach wody kolońskiej, która zaszumiała mi w głowie.
- Słodki – zamruczał mi do ucha. - Możemy jechać! - pomógł mi
wstać, złapał za rękę i wybiegliśmy razem z murów szkoły.
Muszę wyznać, że Tomlinson wyglądał nieziemsko. On wiedział,
co zrobić by kobiety za nim szalały. Jednak charakter pozostawiał
wiele do życzenia. Jechaliśmy krótko, ale nie do mojego domu.
Zatrzymaliśmy się na parkingu przed Midsummer House*. Budynek
wyglądał na stary, jednak taki nie był. Był trochę obrośnięty
bluszczem, który nadał charakter tej restauracji.
- Lou, ale to nie jest mój dom. - zagadnęłam. Uśmiechnął się
tajemniczo.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Szczerze mówiąc miałem to wszystko
zaplanowane.
- Że co?! - krzyknęłam. Czyli Josh miał się tak zachowywać, bo
groził mu Tomlinson?
- Nie psuj nastroju, panno Scott. Chcę zjeść z Tobą kolację w
jednej z najlepszych restauracji w Cambrigde i nie tylko. Powinnaś
czuć się zaszczycona.
- Czuję się zaszczycona, jednak nadal nie potrafię zrozumieć, co
musiało się stać, że jesteś taki uprzejmy..
- Dużo o mnie nie wiesz. Nie jestem takim potworem za jakiego mnie
uważasz, Chloe. To, że jestem człowiekiem, który się nieco
zagubił nie oznacza, że jestem bezduszny. Mam uczucia jak każdy
człowiek i chcę Ci to pokazać. Mogę? - na jego twarzy pojawił
się najszczerszy uśmiech jaki widziałam w moim życiu.
- Oczywiście, Louis. - odparłam z pewnością. On mnie naprawdę
przekonał, że jest inny. Że nie jest tym strasznym Tomlinsonem, o
którym mówi całe miasto. Jest dobry, gdzieś tam jest dobry!
Widzę to. On chce mi pokazać prawdziwego siebie. Jakbym mogła się
nie zgodzić? Chłopak zaprowadził mnie do środka. Było tam elegancko i
jednocześnie przytulnie.
- Pójdę zapytać o stolik, a Ty się rozejrzyj. - szepnął mi do
ucha. Na ścianach gdzieniegdzie wisiał mały obraz, prawdopodobnie
ukazujący to miasto kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu.
Pomieszczenie rozświetlały rozmieszczone lampy.
- Zapraszam tutaj – powiedział wysoki czarnoskóry mężczyzna. Był
kelnerem. Miał na sobie spodnie od garnituru, a także białą
koszulę i kamizelkę. - A to państwa menu. Jeśli już dokonają
państwo wyboru, proszę się do mnie zwrócić. - Lou odsunął mi
krzesło jak prawdziwy dżentelmen. Powiem szczerze, że nie byłam
nigdy z chłopakiem w restauracji, nikt nigdy nie odsuwał mi
krzesła, nie był tak uprzejmy.. Nie wiedziałam jak mam się
zachowywać.
- Czego sobie życzysz? - zapytał chłopak starannie czytając każdą
stronę menu.
- Nie wiem, naprawdę.
- To ja coś dla nas zamówię. Będziesz zachwycona, przyrzekam. -
wstał, a następnie podążył do kelnera. Patrzyłam na Tomlinsona
jak na jakiegoś anioła. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku.
Po chwili wrócił.
- Widziałem, że patrzyłaś na mój tyłek. Świntuszek – zaśmiał
się – Może kiedyś będziesz miała okazję go dotknąć.. - tym
razem wybuchnął śmiechem. Długo wytrzymał, serio. Eh, speszyłam
się i on to zauważył. - Czerwienisz się, więc to prawda –
klasnął w dłonie – Gdybym był na Twoim miejscu też bym się
gapił, jest na co popatrzeć, prawda? - widziałam, że lubi drążyć takie tematy, ale za wszelką cenę
nie mogłam przyznać mu racji.
- Widziałam fajniejsze – powstrzymywałam się, żeby się nie
roześmiać. - chłopak położył dłonie na stoliku i przyciągnął
moje, by je złączyć. Na jego twarzy widniał nieśmiały uśmiech.
- Lubię się z Tobą droczyć. Poza tym przepraszam za to wszystko.
Nie chciałem być, aż tak agresywny. Nie potrafię nad sobą
zapanować. To silniejsze ode mnie. - spuściłam wzrok i poczułam
napływające gorąco na moje policzki.
- Poczułam się wtedy strasznie, wiesz? Nie mogłam zrozumieć,
dlaczego mi to robisz. Co zrobiłam źle, a przypominam Ci znamy się
krótko. 2 tygodnie? 3? No, ale przyjmuje przeprosiny.
- To chciałem usłyszeć. Jesteś cudowna. - popatrzył mi w oczy z
nieznanym mi jeszcze uczuciem. Ciężko mi było to rozszyfrować.
Czegoś jednak nie mogłam nadal zrozumieć. Albo Louis się zmienił
albo coś knuje. Nie wiem o co chodzi. Nie chcę patrzeć na opinię
innych ludzi, ale on nie mógł tak nagle odrzucić swojej ciemnej
strony od tak, bo jest tu z jakąś dziewczyną. Mogło to prowadzić
do wciągnięcia mojej osoby do jakiegoś cholernego planu czy
labiryntu z którego nie ma wyjścia. Chciałabym wierzyć w to, że
ten gang, jego zachowanie to tylko wyreżyserowany krótkometrażowy
film. Kryminalny film.
Nerwowo przeczesałam palcami włosy przerywając nawiązany
wcześniej kontakt wzrokowy z szatynem. Po chwili pojawił się
kelner, niosący zamówione przez Tomlinsona dania zakryte srebrnymi
pokrywami. Gdy je odsłonił, wręcz wyrecytował:
- Ravioli z przepiórek. Z dodatkiem grzybów, szczawiu, a także
grochu. Na deser natomiast podajemy ciasto z czarnym bzem i kremem
francuskim oraz z świeżo zmielonej kawy, latte macchiato. Ja we
własnej osobie życzę państwu smacznego i mile spędzonego razem
czasu w Midsummer House. - równo podziękowaliśmy i zabraliśmy
się za konsumpcję.
- Midsummer House – restauracja, która znajduje się w wiktoriańskiej willi, a szefem kuchni jest Daniel Clifford.
~* ~
Jest nowy rozdział, kolejny za 2 dni, jeśli wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Dziękuję za wyświetlenia i czekam na waszą opinię. Niedługo zaczną pojawiać się mroczne wątki. Zapraszam do czytania :)
Omg czekam na nastepny :)
OdpowiedzUsuń