piątek, 30 maja 2014

Epizod IV

EPIZOD IV

Za oknem zauważyłam pojazd z napisem „School Bus”. Weszłam do środka, witając się z naszym kierowcą Henrym. Był to mężczyzna tuż po sześćdziesiątce. Na jego głowie widniały tylko pojedyncze siwe włosy. Przyjrzał mi się dokładnie i ruszył w stronę centrum Cambridge.
Brnąc pomiędzy fotelami, zajęłam miejsce przy oknie oglądając budynki, które mijaliśmy po drodze. Po 20 minutach znalazłam się pod szarym, świeżo po remoncie, budynkiem. Miejsce to było przerażające dla sporej większości młodzieży. Pewnie dlatego, że to szkoła.
Wchodząc do środka, zauważyłam ogromną kolejkę, która zaczynała się tuż przy szatni. Westchnęłam głośno i ze spokojem stanęłam na końcu.
- Chloe! - krzyknął ktoś bardzo głośno. Na początku byłam przerażona, lecz po chwili zorientowałam się, że to nikt inny, jak Hope. Ona tak samo, jak kierowca autobusu przyjrzała mi się, robiąc smutną minę. Przez jakiś czas zastanawiałam się, jak strasznie muszę wyglądać, że wszyscy reagują tak samo, ale niezbyt mnie to interesowało.
- Myślałam, że już nigdy nie przyjdziesz. Ale po tym, co się stało to może i dobrze, że zostałaś w domu. - uśmiechnęła się, mając wymalowaną na twarzy troskę.
- Tak, odpoczęłam i jest lepiej. - odpowiedziałam cicho. Widząc zakłopotaną Evans, wiedziałam, że jest coś o czym boi mi się powiedzieć. Znałam ją zbyt długo. W jej głowie zapewne toczyła się walka, czy powiedzieć, czy nie. Jednak wyszło na to drugie. Możliwe, że dlatego pozostałe minuty do dzwonka przemilczałyśmy.
                                                      ٭
„ Nic nigdy nie idzie po mojej myśli”- pomyślałam, gdy przypomniało mi się, że właśnie tego samego dnia mieliśmy przygotowywać tą nieszczęsną salę na bal szkolny. Skrzywiłam się, gdy pomyślałam o tym, kto tam właśnie ma się pojawić. Rzeczywiście, nie miałam szczęścia, ponieważ non stop pakowałam się w jakieś kłopoty, nie zdając sobie z tego sprawy. Gdyby można było otrzymywać pieniądze za bycie pechowcem, ja prawdopodobnie byłabym milionerką. Naprawdę nie przesadzam. Życie tworzy mi jedynie te negatywne niespodzianki. Czasami bywało to nie do zniesienia, jednak z upływem czasu przyzwyczaiłam się.
Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie długo. Miałam uczucie jakby ktoś celowo to zrobił, tylko dlatego, że właśnie wróciłam. Wychodząc z klasy, będącej tzw. salą kinową*, usłyszałam o sprawdzianie z energii jądrowej. Następnie pokierowałam się prosto do sali sportowo-rekreacyjnej, gdzie wraz z innymi uczniami, miałam nieco przystroić to pomieszczenie.
Z impetem, choć niechcący rzuciłam plecakiem o podłogę, słysząc dźwięk tłukącego się szkła. Była to prawdopodobnie butelka po Coca-Coli, którą piłam kilka godzin wcześniej. Gdy już miałam zamiar opróżnić ten kawał materiału z odpadów, poczułam pulsujący ból w okolicach skroni. Efektownie obróciłam się do tyłu, widząc postać śmiejącego się w niebo głosy Tomlinsona, który próbował popisać się dwutaktem. W myślach planowałam już zabójstwo chłopaka, lecz najważniejsze było to, by utrzymać nerwy na wodzy i nie dać po sobie poznać, że jest się naprawdę złym. Po pewnym czasie zrobiłam to, co wcześniej planowałam, a następnie słuchałam koncepcji Harry'ego Stylesa.
- Wszystko dobrze? - zapytał wysoki blondyn, którego często mijałam na korytarzu, lecz za nic nie wiedziałam jak ma na imię. Pokiwałam twierdząco głową, po czym uśmiechnęłam się najszczerzej jak tylko potrafiłam. - Nazywam się Josh Parker. - podał mi rękę, po czym rozpoczął konwersację. Chłopak ten wydawał się być miły i wychowany, a także bardzo rozmowny. Zaraz po zadaniu pytania „ z kim idziesz na bal?”, obok mnie znalazł się Louis, który musiał wtrącić swoje przysłowiowe „trzy grosze”.
- O czym tak rozmawiacie? - zapytał szatyn, mierząc Josha, który był strasznie zmieszany.
- Nie ważne. - odpowiedziałam patrząc w drugą stronę.
- Po co ja się pytam, skoro i tak wiem. Sorry Parker, ale Chloe zadeklarowała mi, że idzie ze mną. - spojrzałam na niego zdumiona oraz zażenowana i postanowiłam skomentować jego ostatnie zdanie.
- Naprawdę Louis? Nie przypominam sobie. Przykro mi. A co do Ciebie, Josh.. zastanowię się jeszcze i dziękuję, bo to bardzo miłe z twojej strony. - powiedziałam jednym tchem i po prostu odeszłam.
- Wzrokiem starałam się wyszukać Hope i Diany, które były przydzielone do innych prac. Niestety te były co najmniej zbulwersowane. Zastanawiało mnie to, co złego właśnie zrobiłam.
- Co jest? - zapytałam obojętnie.
- Pytasz się, co jest? Naprawdę nie rozumiesz? Jesteś taka tępa? Serio? Zadajesz się z gangsterem! To jest właśnie.. I proszę, nie przerywaj mi – wysyczała Diana – Ten koleś próbował nas zabić, a ty jakby nigdy nic rozmawiasz sobie z nim jak najlepsza przyjaciółka. To co robisz jest strasznie nie odpowiedzialne. Zmieniłaś się.. Zmieniłaś na gorsze.
- Cicho bądź! - krzyknęłam zdenerwowana. - Nie krzycz tak. Po pierwsze odpowiedziałam na jego zaczepkę, a po drugie – co ja mam z tym wspólnego, że chciał was zabić? Wyolbrzymiasz, Diana. Widzisz tylko siebie i swoje problemy. To Ty się zmieniłaś! Zastanawiam się dlaczego.. Może to Simon, co? - spojrzałam się ostatni raz na przyjaciółki i postanowiłam wrócić do domu, by przestać słuchać tych wypracowań i wypocin. Poczułam się urażona. Założę się, że Harris nie widzi w tym niczego złego, że po prostu zaczęła mnie obrażać. Przestałam tolerować jej kąśliwe komentarze na temat wszystkiego i wszystkich. -
- Typowa blondynka.. - rzuciłam, schodząc po schodach prowadzących do wyjścia. I znów zatrzymał mnie Tomlinson. Jego wzrok był przerażający. Ręce miał zaciśnięte w pięści. W myślach modliłam się, żeby nie zrobił mi krzywdy, żeby mnie nie pobił. Wiedziałam, że jest do tego zdolny. Najgorsze było to, że naprawdę ciężko było mi stwierdzić, co mu zrobiłam.
- Przez to, co wcześniej usłyszałem mam zrozumieć, że nie pójdziesz ze mną na bal?
- Jesteś bardzo inteligentny i dobrze zrozumiałeś.- nagle złapał mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany. Mogłam dać sobie spokój, lecz tym razem sama się naraziłam.
- Mi się nie odmawia! Jesteś cholernie nie wychowana. Masz być milutka jak baranek. To proste... Pewnie myślisz, dlaczego się uczepiłem. Wiesz, że sam nie wiem dlaczego? I myślę, że powinnaś się cieszyć z tego powodu. Zapewne chcesz dowiedzieć się, co to znaczy. Jednak nie odpowiem, ponieważ niedługo się przekonasz na własnej skórze - warknął nieprzyjemnie – Wszystko dla Ciebie, misiu.. - wyszeptał i jak na zawołanie mnie puścił i poszedł w nieznane mi pomieszczenie w szkole. W miejscach, w których zacisnął swoje pięści, poczułam ból.
Z kieszeni wyciągnęłam telefon, by zadzwonić do mojej mamy, która miała mnie tego dnia odebrać. Gdy już znalazłam się w domu, pobiegłam do łazienki, by wziąć zimny i orzeźwiający prysznic. Zrzuciłam z siebie ciuchy, które bezwładnie opadły na kafelki i weszłam do kabiny. Na moje ciało, zaczęły spadać zimne krople wody. Przez tą chwilę nie myślałam o niczym innym, jak o spokoju. Później przetarłam się ręcznikiem, założyłam piżamę i położyłam się na łóżku. Zaczęłam płakać. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieję. Nie rozumiałam, czemu to wszystko mnie spotyka. Przecież niczemu nie byłam winna.

wtorek, 27 maja 2014

Epizod III

EPIZOD III

Soundtrack

„Martwimy się o Ciebie” - odczytałam wiadomość od Diany. No chociaż ktoś się o mnie martwi – pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie, odkładając telefon na półkę. To był ostatni dzień, w którym mogłam jeszcze sobie odpocząć. Choć zdawałam sobie sprawę z tego, że zawalam szkołę..
Obróciłam się i wtuliłam w moją poduszkę, czując unoszący się zapach lawendy. Za oknem świeciło słońce, lecz w radiu mówiono o wichurze. Starałam się odrzucić od siebie wszelkie złe myśli. 
Coraz częściej w moich myślach pojawiał się chłopak, który niedawno podwiózł mnie do domu. On był naprawdę inny niż reszta. Dziwny. Ostatni raz widziałam go w ten pechowy dzień...
Z drugiej strony nie chciałam go widywać po tym, co zobaczył. Było mi wstyd, ale przecież to nie
moja wina. Zastanawiałam się, dlaczego tam był. Czego oczekiwał?
- Śpisz jeszcze? - usłyszałam głos mojej mamy. - Masz gościa! - pomyślałam, że to pewnie któraś z dziewczyn, więc nawet nie ruszyłam z łóżka. Chód po schodach nie należał do dziewczyny, ponieważ wydawał się inny, taki ciężki. Nie wiem jak to określić. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę.. - powiedziałam zaspanym głosem. Gdy drzwi lekko się uchyliły, zauważyłam znajomą postać. Od razu w oczy rzuciły mi się niebieskie tęczówki i malinowe usta. Fryzura wyglądała, jak dopiero po przebudzeniu. W oczy rzuciły mi się także znajome czerwone spodnie.. On tu jest! Louis, tu jest!
- Cześć. - odrzekł subtelnie. Tak po prostu sobie przyszedł, tak? Spojrzałam na niego z przerażeniem.
- Co.. Co Ty tu robisz? Skąd wiesz, że nie ma mnie w szkole?! - zakryłam się lekko kołdrą. Wyobraziłam sobie, jak mogłam wyglądać. Rozczochrane włosy, zarumieniona, z wieloma defektami twarz bez makijażu, a to właśnie on zakrywał moje „niedoskonałości”. Mój wygląd to jednak nic takiego, w porównaniu do tego, że jakiś gangster jest w moim pokoju. On mógł być chory psychicznie i tak po prostu mnie zastrzelić. Nie uwierzę w to, że ten człowiek ma dobre serce. Słyszałam wiele różnych opowieści na temat mafii etc. Może przez przypadek wpakowałam się w coś, o czym jeszcze nie wiem?
- Zapytaj się swoich przyjaciółek. - uśmiechnął się zadziornie. - Po prostu chciałem z Tobą chwilę pogadać w szkole, ale nigdzie Cię nie widziałem. No i wydusiłem to od nich. Wydusiłem - to dobre określenie. Twarde sztuki, no.. - 
- Nic im nie zrobiłeś, prawda? - popatrzyłam na niego podejrzliwie. 
- Nie.. Nie musiałem.. - puścił oczko.
- To znaczy?
- To moja słodka tajemnica, skarbie. - skrzywiłam się. Nie lubiłam, jak ktoś tak mówi, zwłaszcza ktoś obcy. Jednak z ust Tomlinsona zabrzmiało to jeszcze gorzej. Obrzydliwe.
- Co? Ale skąd Ty tu się wziąłeś? Dlaczego moja mama Ciebie tutaj wpuściła?
- Mam dar przekonywania. Powiedziałem, że przyjaźnimy się. Fajnie tutaj masz..
- Aha.. Okej? - popatrzyłam na niego. - To się może przebiorę? - bardziej zapytałam niż stwierdziłam. Chłopak rozsiadł się w fotelu, który stał niedaleko łóżka. Pobiegłam w szlafroku do łazienki, mijając mamę, która piła kawę.
- To twój chłopak? - zapytała z radością w głosie.
- Nie.. Nie! To mój przyjaciel.. Tak, przyjaciel.
- No też mi tak powiedział, ale nigdy mi o nim nie wspominałaś.
- Znamy się od niedawna. - uśmiechnęłam się sztucznie, tak, że śmierdziało tym na odległość. Widziałam, że była nim oczarowana. - Idę się przebrać.. - westchnęłam. Szybkość światła? To nic w porównaniu do mojego ubierania się. Włożyłam na siebie ciemne jeasny i biały podkoszulek z nadrukiem. Włosy rozpuściłam, umyłam zęby. Cicho weszłam po schodach i znalazłam się w pokoju. Szatyn trzymał w rękach ramkę ze zdjęciem. Uśmiechał się. Jednak gdy zauważył mnie, od razu ją odłożył jakby zaczęła parzyć.
- Kto to? - zapytał, wskazując na zdjęcie.
- Nikt ważny. Dla mnie nie istnieje.. - burknęłam.
- Nie istnieje? Mogę się dowiedzieć? Bo jeśli nie.. - nie dokończył.
- Mój ojciec.. - odparłam ze złością. Jedna samotna łza popłynęła po moim czerwonym ze złości policzku.
- Ja.. ja nie chciałem. - położył mi rękę na ramieniu. - Ej mała, nie płacz.. - spodobało mi się to określenie. Odetchnęłam głęboko i stanęłam naprzeciwko chłopaka.
- Już dobrze.. To czym chciałeś rozmawiać?
- O tym, co się stało. Chcę Ci pomóc. Dlatego szukałem Cię w szkole, bo też kiedyś byłem w takiej sytuacji. Oh, wiem, że jestem dziwny, że narzucam się, że jakiś obcy chłopak Ciebie dręczy..
- Dzięki, ale już jej nie potrzebuję. - niebieskooki przyjrzał mi się.
- Na pewno? Nie jestem pewny, czy mówisz to szczerze, czy chcesz się mnie pozbyć. Ale wiesz, że i tak się mnie nie pozbędziesz? Będziesz prosić Boga, żebym zniknął. Ja jednak tutaj pozostanę. Przydasz mi się. - odrzucił moje włosy za ramię. - Może nie będziesz moją kartą przetargową, ale.. przydasz mi się..
- O czym ty mówisz? Dobrze się czujesz? - przerażenie i strach pojawiło się na mojej twarzy. - Że ja niby mam Ci się do czegoś przydać? - tysiące pytań pojawiło się w mojej głowie. Jednak zamilkłam. Tak po prostu zamilkłam, zamiast się sprzeciwić. Jestem żałosna. Miałam rację, co do tego, że jest dziwny. Nikt się nie mylił mówiąc, że osoby będące w gangu zachowują się, jakby każdy człowiek i każda rzecz należała do nich. A gdy się sprzeciwisz, w ramach prezentu dostajesz kulkę w łeb. Miałam uczucie, jakby moje serce było podłączone do głośników i byłoby je słychać na całe miasto. Wszędzie było słychać ten przyspieszony rytm.
- Boisz się mnie? - zapytał z obojętnością w głosie.
- A powinnam?
- Wydaje mi się, że tak. - uśmiechnął się pod nosem i zaczął stukać swoimi palcami w biurko. - Jeśli tak nie jest, myślę, że w najbliższym czasie powinno się to diametralnie zmienić - zapadła chwilowa cisza - Wszyscy się mnie boją. Twoje koleżanki, koledzy, nauczyciele, sąsiedzi... - wysyczał przez zęby niczym prawdziwy wąż. - Wszyscy, Chlo, wszyscy bez wyjątku. Po twojej minie widzę, że ty chyba też, choć mogę się mylić. - ogarnęła nas denerwująca cisza. Z jednej strony chciałam, żeby był cicho i przestał mi opowiadać, kto się go boi, a z drugiej strony chciałam by się odezwał. Przyglądał mi się, jakby chciał zapamiętać każdy odsłonięty kawałek skóry, moją mimikę twarzy. - Co najlepsze, mogę tu tak po prostu wchodzić. Mogę do Ciebie przychodzić w nocy.. Obserwować Cię. - wyszeptał mi do ucha - Fajnie, co nie? - przełknęłam głośno ślinę i usłyszałam głos Emily, która uratowała mnie, choć jednocześnie wcale mi nie pomogła, wpuszczając oto tego stalkera do domu. Gdy znaleźliśmy się w salonie, rozpoczęła się rozmowa. Oczywiście pojawiały się pytania, typu: „gdzie mieszkasz?”, „skąd się znacie i od jak dawna?” etc., a na połowę tych pytań trzeba było wymyślać odpowiedzi. On wydawał się taki milutki, lecz niestety prawda jest inna. Mama oczywiście chłonęła jego wypowiedzi jak gąbka. Nie dziwiło jej to, że nigdy się nie spotykaliśmy, że nie opowiadałam jej o nim. - Mieszkałem w Cardiff, a później w San Diego. Los przywiódł mnie tutaj, do Cambridge. - powiedział. Nie wspominał o rodzinie.. O nikim. Wydawało mi się, jakby wziął się z materii. Z niczego.  Nagle pojawił się w szkole i był. Nie słyszałam by ktokolwiek mówił coś o jakimś Louisie, nowym członku gangu. A to był u nas gorący temat.
- Mam nadzieję, że kiedyś wpadniesz na obiad. Ja i Chloe będziemy oczekiwać twoich odwiedzin. Jesteś uroczym chłopakiem i masz takie maniery.. Że tacy chłopcy jeszcze istnieją, nieprawdaż córeczko? - zapytała, wpatrując się w Tomlinsona. Mruknęłam prawdopodobnie potwierdzając, rzucając okrutnym spojrzeniem na chłopaka. Jakoś szczególnie nie interesowała mnie ta rozmowa. Po pewnym czasie wyłączyłam się.
- Pani też jest urocza. - odparł. - I Chloe również. Jest naprawdę miła. Pomogła mi się zaklimatyzować w szkole. Nie znam wielu takich dziewczyn, jak ona. Szkoda, że dopiero co się poznaliśmy. - opowiadał, przy czym zaczęłam się czerwienić. Mam pewność- jestem jego ofiarą, a wszyscy wokół nie widzą tego, co się dzieje.