niedziela, 14 września 2014

Epizod VII

EPIZOD VII




Wstydzisz się mnie? - zapytał spoglądając prosto w moje oczy, doprowadzając do motylków w brzuchu.
Nie odpowiedziałam. Bo co mogłam mu odpowiedzieć? Że boję się tego, co planuje albo po prostu jego samego i dlatego nie potrafię nawiązać z nim normalnej rozmowy.
- Spójrz na mnie. Widzę, że jest coś nie tak. Chyba, że czegoś się boisz.
- Tak. Boję się tej twojej zmiany, rozumiesz? Nie chcę w żadnym wypadku być twoją zabawką, bo to po prostu mnie nie kręci... Nie kręci mnie to tak jak twoje dziewczyny. Nie wiem dlaczego jesteś taki.. miły, skoro kilka dni temu mnie zaatakowałeś.
- Nadal będziesz mi to wypominać? Byłem zły.
- To dlatego musiałeś się wyżywać na mnie?
- Przepraszam. - mruknął ledwo słyszalnie. Spuścił swój wzrok i wyglądał tak, jakby w swojej głowie prowadził jakąś wojnę. Wojnę myśli. Po krótkiej kłótni, kto zapłaci w restauracji postanowił zawieźć mnie w kolejne miejsce, które nie jest moim domem. Przez chwilę błąkaliśmy się między tak samo wyglądającymi kamienicami, aż znaleźliśmy się w pożądanym miejscu. Budynek z czerwonej cegły nie wyglądał na nowy. Do środka prowadziły czarne, zdobione drzwi przez które następnie przeszliśmy by znaleźć się w środku.
- To mój dom. Właściwie mieszkanie. Zapraszam. - powiedział obojętnym tonem. Niepewnie weszłam do salonu, gdzie było naprawdę przytulnie i czysto jak na chłopaka w liceum i gangu. W centrum stała czarna kanapa ze skóry, a przed nią stolik w większości wykonany ze szkła. Przy ścianach stały dębowe meble, które pasowały do reszty wyposażenia pokoju. Chłopak stanął przede mną i na jego twarz wdarł się krzywy uśmieszek. Patrzył na mnie przez kilkanaście sekund, aż w końcu się odezwał.
- Wypijesz coś? Mam do zaproponowania głównie alkohol, ale niestety nie masz skończonych 18 lat, dlatego.. mam jeszcze sok pomarańczowy. - podrapał się po karku, a następnie odgarnął moje włosy spadające na czoło.
- Skąd masz takie informacje, że nie mam skończonych osiemnastu lat? - uśmiechnęłam się, choć walczyłam z tym.
- Twoje konta na serwisach społecznościowych dają mi dużo informacji. Na przykład Twitter. Jestem wkurzający i nawet przystojny? - natychmiastowo zarumieniłam się, przypominając sobie o wpisach na jego temat. Nie mam wątpliwości, że on mnie śledzi nawet w sieci.
- Zamknij się. - obróciłam się cicho chichocząc. Przycisnął mnie do ściany z tym samym krzywym uśmiechem.
- No powiedz to. Chciałbym usłyszeć jak bardzo Ci się podobam. - zaśmiał się do mojego ucha.
- Czy ja powiedziałam, że mi się podobasz? Nie. Podnieca Cię to jak ktoś mówi o Tobie, że jesteś atrakcyjny, tak?
Pokiwał głową śmiejąc się.
- No to wybacz, nie chcę sprawiać, żebyś potem musiał się masturbować się, bo skłamałam.
- Oh kochanie. I tak będę to robić. Jesteś taka seksowna. Nawet nie wiesz, o czym myślę teraz.
- Domyślam się. Ale gdybyś mógł mnie puścić.. - przycisnął swoje krocze do mojego nieco głośniej oddychając.
- Twoja skóra jest taka miękka, twoje usta takie czerwone i duże. Nie zdajesz sobie z tego sprawy jak bardzo mogłabyś mi sprawić przyjemność nimi.
- Co do kurwy? - warknęłam, patrząc na rozpalonego Louisa, który nie dość, że się do mnie przytulał to jeszcze nade mną górował. Nadszedł czas, kiedy po prostu odpuścił. Udał się do kuchni, wlewając wcześniej wspomniany sok pomarańczowy. Ja jednak tworzyłam kolejne problemy, które nikomu nie były potrzebne. Nie rozumiem, dlaczego tak ciężko mi pojąć, że chce pokazać mi swoje prawdziwe „ja”. Bywałam łatwowierna i tym razem nie chciałam cierpieć. Starałam się brać go na dystans. Mimo wszystko wolałam być uważna i sto razy pomyśleć zanim coś zrobię. Ta relacja między nami to czysta przyjaźń i nie miałam większych zastrzeżeń, oprócz tego, że jest napalony i zboczony.
- Jeśli chcesz to chodź do salonu. - wskazał ręką na pomieszczenie z czarną sofą, któremu już się przyglądałam. Podążyłam za chłopakiem i dość nieśmiale zajęłam miejsce obok niego, zastanawiając się nad tematem do rozmowy. Widziałam, że jego stan emocjonalny się zmienił, także wolałam nie zabierać głosu.   
- Ciężko uwierzyć, że nie jestem taki zły, co? - zaśmiał się nerwowo.
- Nie. To, że jesteś dobry już wiem. Po prostu myślę nad wieloma sprawami.. Przepraszam, ale jestem cholernie nudna. Nikt nie potrafi ze mną porozmawiać, bawić się.
- Nie jesteś nudna, lecz tajemnicza. Tak bym to ujął, a to akurat jest dobre. O wielu dziewczynach mógłbym się dowiedzieć wszystkiego, a Tobie wiem tylko to, co powiedziałaś mi sama. Tajemniczość jest sexy. - mrugnął do mnie.
- Dzięki. Nie potrafię być szalona, wiesz? Chyba tylko przy moich przyjaciółkach czuję się swobodnie, a przy innych.. Zamykam się w sobie i boję się, że kiedyś nikt nie będzie miał ze mną kontaktu, że zniknę.
- Dla świata jesteś tylko malutkim człowieczkiem, ale dla kogoś możesz być całym światem i dla tej osoby nigdy nie znikniesz. Ja nie pozwolę Ci zniknąć. To znaczy.. Ta osoba. - przyłapałam się na uśmiechu. - No wiesz. - czyżby Louis się zawstydził?
- Nie wiem czy kiedykolwiek pojawi się na mojej drodze taka osoba, wiesz Lou?
- Wydaje mi się, że ta osoba już jest, ale nie znasz jej i zamiarów jakie ma wobec Ciebie. Nie możesz odpychać od siebie ludzi. Niektórym warto zaufać.
- Masz rację. Jesteś taki mądry. - spojrzałam na niego i wtedy dopiero do mnie doszło, że mówił o sobie. Jemu bałam się zaufać. To właśnie jego się bałam. To właśnie on nie pozwoli mi zniknąć. Czułam się z jednej strony tak zawstydzona, a z drugiej tak dobrze. Tak dobrze tylko i wyłącznie z nim. Motyle w moim brzuchu wariowały, a ja nie potrafiłam nad tym zapanować. Każde jego słowo powtarzałam w moich myślach jak mantrę. Każde jego spojrzenie zwalało mnie z nóg. Każdy dotyk był czymś anielskim. Nie chciałam tego przerywać, bo dzięki temu odrywałam się od szarej rzeczywistości. Czułam, że latam kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Ścienny zegar wskazywał już 2 nad ranem. Z ogromną niechęcią odkleiłam się od gorącego ciała Tomlinsona, który z ogromnym zainteresowaniem oglądał Spongeboba. Zaśmiałam się głośno.
- Widzę, że ktoś bardzo lubi oglądać bajki.
- Odezwała się.. Wcale tego nie oglądałaś. - powiedział z prześmiewczym tonem.
- Oglądałam to, bo Ty to oglądałeś. - chłopak rzucił się na mnie, przyciskając mnie do sofy. Patrzył na mnie przez kilkanaście sekund, aż zaczął łaskotać. Zaczęłam rzucać się i krzyczeć, ponieważ nienawidziłam tego. Szatyn śmiał się ze mnie przez dłuższą chwilę i przestał mnie torturować.
- Jezu.. Czy Ty jesteś taka serio delikatna? To takie.. fajne.
- Co? Ja nie jestem delikatna. Nie znasz mnie tak dobrze. Jeszcze nie raz Ci udowodnię.
- Mam nadzieję, że w łóżku. - zaczął zanosić śmiechem, czego nie skomentowałam, tylko pokręciłam głową z dezaprobatą.